sobota, 13 października 2007

boyss

Marcin Miller opowiada o sukcesie Boys

Twój głos został dodany. 2007-09-21 14:23, aktualizacja: 2007-09-21 14:49:38
0 0 / 0 przeczytano: 419
- Wielkie koncerny fonograficzne pompują wielkie pieniądze na reklamę swego produktu, a tu taki burak znikąd nagrywa płytę i sprzedaje ją w milionowych nakładach - mówi o sobie lider najpopularniejszego zespołu disco polo w Polsce.
Warto przeczytać:
Mit Ameryki na planie The House
Wrocławskie Nagrody Muzyczne
Pomorski Festiwal Muzyka Bez Granic - Voyage Francais
Ania Serafińska: Jestem w czepku urodzona
Artystom łatwiej odgrzać niż ugotować - Panie Marcinie, czy kiedy zakładaliście zespół Boys wiedzieliście, że to będzie fabryka przebojów? - Zakładaliśmy zespół dla zabawy. I tyle. Nikt z nas nie przypuszczał, a na pewno nie ja, że kiedyś moje piosenki będzie śpiewała cała Polska. A jak teraz się dowiaduję, to i Europa. - Jedna z Waszych piosenek, "Bierzesz co się da", jest trochę kontrowersyjna, zwłaszcza pod względem tekstowym. Czy mieliście jakieś opory przed wypuszczeniem jej w świat? - Nie mam żadnych oporów przed wypuszczaniem piosenek, ponieważ pisząc jakiś tekst, wiem, co robię. Piosenkę tę napisałem w 2000 roku, nosi tytuł "Figo-fago" i pochodzi z płyty "Biba" z 2001 roku. Więc dziwię się, że dopiero teraz ją zauważono. No, ale trudno. - Muzyka disco polo dzisiaj to trochę takie dance polo. Jak pan myśli, czy muzyka disco polo będzie nadal ewoluować? - Tego nie wiem. Na pewno nie można wydziwiać i za bardzo odchodzić od tego gatunku, ponieważ innych rodzajów muzyki mamy pod dostatkiem, a disco polo nie jest uważane za gatunek muzyczny, a jedynie za zjawisko. To bardzo mnie irytuje. Staram się dlatego poprawiać wizerunek muzyki disco polo, jak tylko się da. - Jesteście jedynym z wielu polskich i nie tylko zespołów, które egzystując przez lata wciąż nagrywają świetne piosenki. Jak to się robi? - Bądź sobą i tyle. Jest dobrze - ciesz się, jest lipa - trudno. Rób tak, żeby było dobrze, a nie ręce na krzyż i płacz, i lament. To nie w moim stylu. Trzeba pracować i tyle. - Czy zdaje pan sobie sprawę, że gdyby nie rynek piracki, bylibyście zespołem, który sprzedał może najwięcej płyt w Polsce? - Wiem o tym, ale to temat tabu, niechętnie poruszany przez media, a na pewno uciszany przez wielkie koncerny fonograficzne, pompujące wielkie pieniądze na reklamę swego produktu, który sprzedaje się wiadomo jak. A tu taki burak znikąd nagrywa płytę i sprzedaje ją w milionowych nakładach. Teraz są dziesiątki tysięcy, ale i tak lepiej, niż niejedna polska gwiazda. - Wiele osób deklaruje, że nie cierpi disco polo. Jak by pan mógł ich przekonać do tej muzyki? - Nawet nie będę próbował. To wolny kraj. Nie podoba się, to spoko, ale dlaczego od razu wrogie nastawienie? Tolerancji trochę i kultury, a wszystko byłoby cool. - Słyszałem, że do Waszego zespołu ma dołączyć kobieta. To prawda? Jeśli tak, to w jakiej roli? - Pierwsze słyszę... Ja słyszałem, że mam hotele na Hawajach i wiele różnych rzeczy. Jak widać, łatwo jest sterować opinią publiczną. - Ostatnie pytanie. Jaka jest pana ulubiona pora roku? - Od dłuższego czasu zima, ponieważ tylko wtedy mam więcej czasu dla rodziny i mogę dłużej posiedzieć przy kominku, gdy na dworze jest mróz i śnieg. - Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy: